sobota, 1 czerwca 2019

A bramy piekielne go nie przemogą... dokończenie

NOWA STRATEGIA WALKI Z KOŚCIOŁEM

 
 W różnych wiekach i epokach na różne sposoby usiłowano zniszczyć Kościół Katolicki stworzony na silnych fundamentach, których Głową Jest Jezus Chrystus - Syn Boży. Już u samych jego początków torturowano i mordowano uczniów Chrystusa. Kościół rodził się w okrutnych bólach i cierpieniach; ale przetrwał przeszło dwa tysiące lat do dnia dzisiejszego co jakiś czas wstrząsany różnymi skandalami i herezjami, którym skutecznie się opierał. Na jego straży stoi Najświętsza Dziewica, Matka Kościoła, która ostatecznie pokona szatana. Walka przeciwko Kościołowi weszła jak gdyby w ostateczną fazę. Sięgnięto po broń przeciwko niemu najcięższego kalibru nigdy dotąd nie stosowaną. Są nią  grzechy Kościoła; zwłaszcza kapłanów, którzy rzekomo są pedofilami. Są to grzechy nieczyste popełniane na najbardziej niewinnych istotach jakimi są dzieci. O tym mówi film Tomasza Sekielskiego: "Tylko nie mów nikomu". Wymieniani są w nim księża z ich nazwiskami. Oskarżani są oni przez ofiary pedofilii, których rzekomo ci księża się dopuszczali niekiedy przed ponad kilkudziesięcioma laty, gdy nie ma możliwości zweryfikowania prawdziwości tych wydarzeń; ale niektórzy z nich podczas niespodziewanych wizyt przez ich ofiary przyznają się do tego sami.

 - Dlaczego te dzieci nie skarżyły się wówczas swoim rodzicom, przełożonym, przyjaciołom, koleżankom choćby czy kolegom, którzy z kolei mogliby opowiedzieć dorosłym o tych faktach?  - Na co liczą dziś, gdy te fakty ujawniają dopiero po kilkudziesięciu latach od ich zaistnienia, gdy już niczego praktycznie nie można udowodnić? Jak wytłumaczyć fakt, że niektórzy z nich mimo przeżytej "traumy" trwającej  przez"wiele lat" pozwalali siebie molestować, dobrowolnie nawet w tym celu przychodzić do tych kapłanów, i czerpiąc z tego procederu profity materialne, oni sami - czy ich najbliżsi? - Jakie mają moralne prawo po tylu latach oskarżać tych kapłanów, stojących niekiedy u progu śmierci, którzy swoje grzechy być może dawno już odpokutowali?Zaczynają na jaw wychodzić nowe, nieznane dotąd fakty. Staje się coraz bardziej jasne, że ta "afera pedofilska" w Kościele ma drugie dno. Pisząc o tym - stało się dla mnie jasne, że jest to nowa strategia walki z Kościołem, która ostatecznie ma pogrążyć i zniszczyć Kościół Katolicki i doprowadzić wszystkich katolików do utraty wiary; tego "opium dla ludu" jak to określił Marks lata temu. Okazuje się bowiem, że Prezes Fundacji powołanej do zajmowania się pedofilią w Kościele pod nazwą: "Nie lękajcie się"- sam ponoć będąc kiedyś ministrantem  w Kościele był molestowany przez kapłana. Okazuje się jednak, że będąc już dorosłym mężczyzną pożyczył od tegoż kapłana niebagatelną sumę 30 tysięcy złotych na leczenie chorej żony /informacja zaczerpnięta z:  "wPolityce". pl z dn. 31 maja 2019 r./. Gdy kapłan ten dowiedział się, że nie jest to prawdą zażądał zwrotu pożyczonych pieniędzy. Wówczas Prezes Fundacji: "Nie lękajcie się" oskarżył tegoż kapłana, że gdy był ministrantem - ten go molestował. Prezes tej Fundacji zbierał wszelkie "dowody" molestowania i pedofilii przeciwko kapłanom, które następnie udostępniał braciom Sekielskim, którzy to właśnie zrealizowali i nagłośnili bulwersujący film o pedofilii w Kościele. 

   Uderzono w Kościół , tak jakby to tylko księża byli pedofilami, bo tylko o nich w filmie jest mowa; a co z innymi? - No, o tym się już nie mówi. Okazuje się jednak, że wszyscy kapłani /w filmie wymienieni z nazwisk/ , którzy dopuścili się takich grzechów byli współpracownikami SB. Wchodzenie we wszelkie struktury kościelne było jedną z metod rozsadzania Kościoła od jego wnętrza Służb Bezpieczeństwa /SB/. Właśnie za przyczyną tych Służb  doszło do brutalnego zamordowania dziś już błogosławionego księdza Jerzego Popiełuszki, czy też aresztowania i internowania Prymasa Polski kardynała Stefana Wyszyńskiego, a wracając do wspomnianego wyżej księdza, posądzonego o molestowanie Prezesa Fundacji" "Nie lękajcie się" - jedna z posłanek partii opozycyjnych działających obecnie w Polsce załatwiła wizytę u papieża Franciszka, na którą pojechała razem z prezesem tej Fundacji, który okazał się oszustem - rzekomej ofiary pedofilii, którego papież Franciszek pocałował w rękę - zapewne w geście przeproszenia.


- Jakąż ta posłanka musiała mieć w tym momencie satysfakcję, która jest także członkinią tejże samej Fundacji. Ksiądz natomiast, który się tego "dopuścił" otrzymał 3 letni zakaz posługi kapłańskiej. - Księdzu, któremu nigdy nie udowodniono postawionego zarzutu.


  Film braci Sekielskich  przyniósł im nie tylko sławę / dla mnie bardzo ponurą!/.  Profanacje wizerunków świętych stały się coraz częstsze i coraz bardziej bezczelne; także opluwanie czy napaści nie tylko słowne na kapłanów. Pan Jezus powiedział: "Dobre drzewo nie może wydawać złych owoców". - Jakimże jest więc owocem film Sekielskiego, który rzekomo ma bronić ofiary pedofilii?  Pan Sekielski idzie jednak dalej w tej obrzydliwej walce przeciwko Kościołowi i kapłanom, będzie teraz sprzedawać koszulki z logo tego filmu.

    W innych państwach, do których już wcześniej do takich sytuacji dochodziło po nagłośnieniu przez media jednej sprawy zaczęły mnożyć się oskarżenia przeciwko kapłanom, którzy ponoć kiedyś takich grzechów się dopuszczali. We Włoszech 97% zgłoszeń molestowania okazało się fałszywych. W wielu przypadkach stoją za tym grupy lobbingowe lub różne stowarzyszenia, które z procederu tego czerpią  korzyści materialne. Sprawa jest jasna, albo Kościół zapłaci odszkodowania albo będzie medialny lincz. Wiele zakonów godziło się na płacenie, by uniknąć skandalu, broniąc dobrego imienia Kościoła i niewinnych kapłanów. Wskutek tego wiele Diecezji amerykańskich stanęło z tego powodu na granicy bankructwa i zmuszani byli spieniężyć swoje majątki. Kancelarie zaś prawne odkryły żyłę złota zachęcając klientów do składania pozwów, w których oskarżano księży  o molestowanie mające rzekomo miejsce kilkadziesiąt lat wcześniej. W zamian inkasowali połowę uzyskanego przez "poszkodowanych" odszkodowań. Zaczęła pojawiać się lawina roszczeń.

Zniszczenie Sodomy i Gomory
 
   Wygląda na to, że znaleziono nowy sposób na zniszczenie Kościoła. 

Były prezes Fundacji Helsińskiej Praw Człowieka wspierał Fundację "Nie lękajcie się" mówiąc wręcz: "Mieliśmy procesy w USA, Irlandii czy Niemczech. Polska nie będzie tutaj wyjątkiem".      Oskarżycielskiej strategii antyklerykalizmem używał już w swoim programie  Twój Ruch Palikota. Obecnie przejął ton Robert Biedroń, politycy Wiosny a i także Koalicja Europejska, która domaga się utworzenia Komisji państwowej do pedofilii w Kościele.

Redaktor naczelny "Liberte" ma pojawić się na obchodach 30 rocznicy wyborów 4 czerwca 1989 roku - 4 czerwca 2019 i wziąć udział w panelu pt "Burzenie polskiego Kościoła". Zasłynął on już z obrzydliwego ataku na Kościół w dniu 3 maja 2019 r. na terenie Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie poprzedzając wystąpienie komisarza Unii Europejskiej Donalda Tuska, który z ramienia polski objął ten urząd powiedział:

 "Kościół Polski zaparł się Ewangelii, zaparł się Chrystusa i gdyby Chrystus był ponownie ukrzyżowany to prawdopodobnie przez tych, którzy używają Krzyża jako pałki do tego, aby zagonić pokorne owieczki do zagrody." Wyraził też pogląd, że "dziś agendę tematów dnia układają nam czarnoksiężnicy, którzy liczą że przy pomocy zaklęć i manipulacji złymi emocjami będą w stanie zdobyć władzę nad duszami Polaków".

   Jest to bezczelny, obrzydliwy atak na Kościół i na zniszczenie wiary w ludzkich sercach. Ta bezpardonowa walka dopiero się zaczęła  i przybiera coraz bardziej na sile. Zakony żeńskie podjęły modlitwy ekspiacyjne i ochraniające kapłanów. Ta pomoc Kościołowi i kapłanom jest teraz bardziej potrzebna niż kiedykolwiek dotąd. Zasady moralne, które daje nam Kościół, są niezaprzeczalną wartością każdego człowieka. Nie pozwólmy w sobie tego zniszczyć!

   Módlmy się za Kościół i za kapłanów, twórzmy krucjaty modlitewne i marsze w ich obronie. A razem z Matką Bożą i Świętym Michałem Archaniołem, który jest Patronem całego Kościoła pokonamy tego piekielnego smoka, zwanego diabłem i szatanem strącając go w czeluści piekła.



   Niech Pan Jezus błogosławi każdemu, kto stanie do tej walki przeciwko szatanowi usiłującemu zniszczyć Kościół w Polsce. Amen






Zakończenie i moje przemyślenia dotyczące całej tej ponurej sprawy

Ktoś z moich znajomych, który czytał ten mój artykuł powiadomił mnie, że ksiądz, który rzekomo molestował Prezesa Fundacji "Nie lękajcie się" został uznany za winnego zarzucanego mu czynu.
- Jakże to możliwe? Czy pisząc artykuł na ten temat czegoś nie dopatrzyłam? - Coś pominęłam? Szukam potwierdzenia tego faktu i trafiam na arcyciekawe śledztwo prowadzone w tej sprawie przez Wyborczą.  Poniżej mój przedruk tego artykułu z dnia 3-go czerwca 2019 r.

Czy Marek Lisiński był molestowany? Pojawiają się wątpliwości [ŚLEDZTWO "WYBORCZEJ"]
ILET
 Ten artykuł czytasz w ramach bezpłatnego limitu
„Pisałem ci, że kto mi pomoże, to odwdzięczę się, choć wiem, że nikt mi już nie wierzy, bo tyle nawywijałem w życiu i tylu skrzywdziłem, nawet i rodzina mi nie ufa. Ale teraz obiecuję, że będę słowny. Tego nie możesz mu ani nikomu powiedzieć, bo wtedy jestem załatwiony i mój plan nie powiedzie się. Tobie też wynagrodzę. Wiem, że kuria go wspiera [księdza] i chce pomóc, by dał te 150 000 złotych, których domagam się, a to rozwiąże moją sytuację. Ta kwota nie jest wygórowana tym bardziej dla tak zamożnego Kościoła w Polsce”.
Ten mail do znajomego napisał Marek Lisiński, do niedawna prezes fundacji Nie Lękajcie Się, pomagającej ofiarom molestowania przez duchownych. Pod koniec lutego w Watykanie w trakcie audiencji generalnej z udziałem ofiar pedofilii w Kościele papież Franciszek ucałował jego dłoń. Kilka dni temu Lisiński zrezygnował z funkcji szefa fundacji, gdy okazało się, że wyłudził pieniądze od jednej z ofiar.
Marek Lisiński: Będziesz naciskać, kończymy rozmowę
Praca nad tym tekstem zaczyna się w październiku 2018 rFundacja Nie Lękajcie Się publikuje w internecie mapę kościelnej pedofilii. Umieszcza na niej 259 ofiar i 63 sprawców z wyrokami sądowymi, 50 opisywanych przez media spraw i 35 zgłoszeń do fundacji. To początek rewolucji zapoczątkowanej przez Nie Lękajcie Się i jej prezesa. W redakcji powstaje pomysł, żeby zrobić z Lisińskim wywiad.
W trakcie rozmowy Lisiński opowiada reporterce, że proces cywilny z księdzem Witkowskim wygrał w pierwszej instancji i choć nie zasądzono miliona, to duchowny musi go teraz przeprosić. Obiecuje przysłać wyrok sądowy. Wysyła, ale bez uzasadnienia. Proszony o dosłanie, odpowiada: „Będziesz naciskać, kończymy rozmowę”.
Wywiad nie powstaje. Czy Marek Lisiński próbuje coś ukryć? Zaczynamy dziennikarskie śledztwo.
Ruch Ofiar Księży
Jest rok 2010, Marek Lisiński trafia w internecie na stronę Ruch Ofiar Księży prowadzoną przez mieszkającego w Kanadzie Wincentego Szymańskiego. Szymański organizuje rodaków, którzy tak jak on sam zostali w dzieciństwie wykorzystani seksualnie przez duchownych. Namawia ich, by domagali się od Kościoła odszkodowań. Lisiński nawiązuje z nim kontakt w kwietniu. Pięć miesięcy później składa w kurii płockiej zawiadomienie, że 30 lat wcześniej, jako trzynastolatek, był molestowany przez Zdzisława Witkowskiego, wikariusza ze swojej rodzinnej wsi.
Kiedy Lisiński pisze do kurii, od trzech lat diecezją rządzi biskup Piotr Libera. Zastąpił abp. Stanisława Wielgusa, który na seksualne skandale reagował podobnie jak kardynał Bernard Law w Bostonie: przenosił księży pedofilów z miejsca na miejsce, pozwalając, by dalej pracowali z dziećmi. Zadaniem Libery jest ratowanie reputacji płockiej diecezji.
Proces Lisiński kontra Witkowski biskup inicjuje już miesiąc po zawiadomieniu. Będzie się ciągnął trzy lata. W jego trakcie Lisiński wyśle maila do syna organisty, u którego mieszkał duchowny, i poprosi o pomoc w wywalczeniu od kurii 150 tysięcy złotych. Swoją wiadomość zakończy słowami: „Chyba nie pomyślą, że to próba szantażu z mojej strony. Niepotrzebnie wspomniałem o telefonie siostry, ale jak to mi udowodnią, powiem, że tak było i dam zaświadczenie odbywania terapii. Oby tylko rodzina Żanety [żony] nie włączyła się w to, bo wszystko będzie stracone. Jest o co walczyć. Widzę że ten pan w koloratce w Kurii jest tak wystraszony, że wszystko spełni, bym tylko nie poszedł do prasy. (...) Ciebie proszę, masz milczeć”.
Marek Lisiński: Mają zapłacić do ręki
Na początku 2013 roku ukazuje się książka pt. „Lękajcie się. Ofiary pedofilii w polskim Kościele mówią”. Autorem jest Ekke Overbeek, warszawski korespondent holenderskich mediów. Overbeek za pośrednictwem Szymańskiego dociera do 12 ofiar księży. Jako pierwszy liczy przestępstwa pedofilskie w polskim Kościele.
Zanim wychodzi książka, powstaje film. „Silence in the Shadow of John Paul II” („Milczenie w cieniu Jana Pawła II”), Overbeek kręci go w Polsce z Margriet Brandsma i Jeroenem van Eijndhovenem. To na jego planie, w roku 2011, po raz pierwszy spotykają się Szymański, Lisiński i Wojciech Pietrewicz, również ofiara księdza. Pietrewicz i Szymański opowiadają o swoich losach przed kamerą. Lisiński nie pokazuje twarzy. Widzimy go w kilku scenach tyłem.
– O cokolwiek go wtedy pytałem, uciekał – mówi nam Wojciech Pietrewicz. – Nie chciał nawet powiedzieć, gdzie był ten jego ksiądz. Albo jak się nazywa. Jedynie: „Oni muszą nam zapłacić”.
W 2013 roku, za namową Overbeeka, powstaje fundacja Nie Lękajcie Się. Zakładają ją Pietrewicz, Lisiński oraz Marek Mielewczyk, również bohater książki Holendra. Kluczowe cele fundacji to dokumentowanie przypadków molestowania dzieci przez księży, pomoc psychologiczna i prawna dla ofiar, wspieranie ich w pozyskiwaniu odszkodowań od Kościoła.
Prezesem zostaje Pietrewicz, ale wkrótce dowiaduje się, że ma raka. W praktyce fundacji szefuje Lisiński.
– Marek w kółko mówił o pieniądzach – wspomina Pietrewicz. – Ja chciałem najpierw zbudować podwaliny, pozyskać dobrych prawników, a jeśli walczyć o odszkodowania, to z powództw sądowych. Przekonywałem, że każde odszkodowanie, które uda się uzyskać, musi być ogłoszone w mediach, żeby był efekt. A nie tak, że każdy weźmie od kurii pod stołem. A Marek: „Mają nam zapłacić do ręki”.
W wyniku konfliktu Pietrewicz wycofuje się z fundacji. W 2015 r. prezesem zostaje Marek Lisiński.
200 tysięcy. Taką rekompensatę chciał dostać Marek Lisiński
W sierpniu 2013 r. „Gazeta Wyborcza” pisze o powstaniu fundacji. W tekście wypowiada się także Lisiński, zarzucając przy okazji kurii opieszałość w prowadzeniu jego procesu. Dwa miesiące później proces się kończy, a w styczniu 2014 r. biskup Piotr Libera uznaje księdza Witkowskiego za winnego molestowania Lisińskiego i zawiesza w posłudze duszpasterskiej na trzy lata. Dożywotnio zakazuje też pracy z dziećmi. Wyrok zapada, mimo iż nie został przesłuchany ani jeden świadek z ośmiu zgłoszonych przez księdza.
Libera napisze w uzasadnieniu wyroku, że to dlatego, że się nie stawili. Sprawdziłyśmy: nie stawili się, bo nikt ich nie wezwał. Libera nie przeprowadza też konfrontacji powoda z pozwanym.
Wyrok zatwierdza watykańska Kongregacja Nauki Wiary. Tydzień po jego wydaniu ks. Zdzisław Witkowski pozywa Marka Lisińskiego do sądu o ochronę dóbr osobistych. Chce wycofania oskarżeń i przeprosin.
Marek Lisiński pisze do kurii:

„Chciałbym z tego miejsca podziękować za działania, jakie podjął biskup Płocki Piotr Libera w stosunku do sprawcy, który zabrał mi nie tylko dzieciństwo, ale i czas teraźniejszy. Pomimo wyroku, jaki sprawca otrzymał, nadal niszczy mój spokój psychiczny, nie pozwala zapomnieć o tym, co było, oskarżając mnie w procesie cywilnym o naruszenie dóbr osobistych. Zwracam się, o ile to możliwe, o nieudostępnianie sądom cywilnym dokumentacji z mojego procesu, jaki miał miejsce w Sądzie Biskupim. Ta sprawa dotyczyła mnie i sprawcy, a prawo kanoniczne mówi jednoznacznie o ochronie i tajemnicy”.
W kolejnym liście Lisiński prosi kurię o wsparcie w wysokości 150 tysięcy złotych. Na tyle wylicza koszty terapii, którym musiał się poddać, żeby podnieść się po traumatycznych doświadczeniach z dzieciństwa. Libera nakazuje Witkowskiemu wycofać pozew, sprawa zostaje umorzona.
20 października 2014 roku Lisiński wysyła do biskupa list z podziękowaniem, kończy go słowami:
„Jeżeli Biskup byłby gotowy wypłacić mi rekompensatę w wysokości 200 tysięcy złotych na terapię, za straty moralne i psychiczne, gotów jestem zrzec się przyszłych roszczeń, a nawet wycofać z działalności publicznej w fundacji. Chciałbym już definitywnie zamknąć ten rozdział własnego życia”.
Kuria płacić nie chce, więc teraz to Lisiński składa pozew cywilny. Żąda przeprosin i 10 tysięcy złotych od Witkowskiego oraz od parafii, gdzie miało dojść do molestowania. Jego adwokatem jest Jarosław Głuchowski, nowy członek zarządu fundacji Nie Lękajcie Się. Ten sam, którego Lisiński poleci w 2016 roku podopiecznej fundacji – Katarzynie, ofierze księdza Romana B. Mecenas Głuchowski wystąpi w jej imieniu o milion złotych zadośćuczynienia od Towarzystwa Chrystusowego i zagwarantuje sobie w umowie, że dostanie od niej 30 procent od wygranej.
Wkrótce Lisiński rozszerza swoje powództwo i też zaczyna walczyć o milion. „A w czym ja jestem gorszy od ciebie?” – zapyta potem Katarzynę.
Marek Lisiński: Płakałem
Według Marka Lisińskiego było tak: miał 13 lat, a ksiądz Witkowski molestował go wielokrotnie, począwszy od wiosny 1981 roku. „Byłem molestowany na terenie parafii, ten budynek nazywał się organistówka, tam mieszkał organista ze swoją rodziną – zezna przed sądem. – Musiałem dotykać jego członka, on również dotykał mojego, to miało miejsce w 1981 roku, zawsze w łazience, wieczorami. Nasiliło w listopadzie, kiedy rozpoczął się różaniec i robiliśmy takie karteczki. Potem zostawałem na noc. Ministrantem byłem od 1980 do grudnia 1981”.
Ostatnia wspólna noc to 12/13 grudnia 1981 roku. Rano Marek wraca do domu. Matkę i dziadków zastaje przed telewizorem (ojciec już z nimi nie mieszka). Jaruzelski właśnie ogłasza stan wojenny, Marek wykrzykuje, że nie będzie więcej chodzić do księdza, bo ten „bawi się jego ptaszkiem”. Mama na to: „Nie żartuj. Takich rzeczy ten człowiek nie może ci robić”. Lisiński tłumaczy nam, że rodzinie zależało, by chodził do księdza, bo parafia rozdawała mąkę, kiełbasę oraz salami. Potem ustalimy, że dary z Zachodu na parafii były, ale dopiero po 13 grudnia 1981 r.
– Ze mną wówczas coś takiego się zadziało, że stałem się momentalnie dorosłym człowiekiem – będzie potem opowiadał w wywiadach. – Dotarło do mnie, że to nie jest normalne. Chodziłem po wsi, płakałem, czułem się bardzo samotny. Więcej do kościoła nie poszedłem. W wieku 14 lat zacząłem pić, poszedłem do byle jakiej zawodówki.
Byłem w szoku
Rodzinna wieś Lisińskiego to Poniatowo na Mazowszu. 25-letni Zdzisław Witkowski trafił tam zaraz po święceniach w czerwcu 1980 roku. Niespełna rok później miał zacząć molestować Marka Lisińskiego.
Wiesław, syn organisty, mieszkał z rodziną w tym samym domu co ks. Witkowski: – Nie przypominam sobie, by Lisiński często tam bywał, nie widziałem też, żeby ktoś zostawał u księdza na noc.
Tomasz, bliski kumpel Marka, o molestowaniu przez księdza dowiedział się z telewizji, kiedy zobaczył, jak papież Franciszek całuje Lisińskiego w rękę: – W szoku byłem, bo o księdzu Zdzisławie wszyscy mówili, że raczej babiarz. Gdyby coś robił Markowi, to chyba byłoby po nim coś widać? A Marek był zawsze taki hej do przodu.
Jerzy, przyjaciel Marka z dzieciństwa: – Zdzichu? To był kumpel, nie ksiądz. Jego mieszkanko w organistówce było jak świetlica. Puszczał nam kawały na kasetach, pożyczał kasę, przeważnie dziewczynom na dyskoteki. Nikt się nigdy na niego nie skarżył. Marek też nie. Marek był otwarty do ludzi, lubił pójść na zabawę, a jak ktoś mu podskoczył, dostawał w mordę. Kilka razy służył do mszy, ale jak go babcia pogoniła i dała za to pieniądze. W tym czasie gdy wybuchł stan wojenny, to żeśmy z Markiem spędzali ze sobą dużo czasu i nie przypominam sobie żadnej zmiany w jego zachowaniu. Żadnej traumy. Ale, powiedzcie, czy można sobie coś takiego wyssać z palca?
Czy Marek Lisiński wyłudził pieniądze od księdza?
Z księdzem Zdzisławem rozmawiamy w małym miasteczku, gdzie pełni funkcję księdza pomocniczego. Odprawia pogrzeby i spowiada. Sześćdziesięciolatek o niebieskich oczach, wypielęgnowanych dłoniach i łagodnym usposobieniu. Twierdzi, że opowieść o molestowaniu to kłamstwo wymyślone przez Marka. Opowiada:
– Marka znałem słabo, bo do kościoła chodził rzadko. Ale uczyłem go religii. W 1986 odszedłem na probostwo do pobliskiego Chamska, na początku lat 90. zacząłem uczyć tam religii. Wtedy zakolegowałem się z Darkiem, naszym szkolnym wuefistą. Okazało się, że jego siostra wyszła za mąż za Marka Lisińskiego. Któregoś dnia przyjechali do mnie we dwóch „maluchem”. Marek chciał, żebym mu pożyczył pieniądze na wykupienie prawa jazdy. Stracił je za jazdę po pijanemu. Prosił tylko, żebym nic nie mówił jego żonie. To ukrywanie mi się nie spodobało, powiedziałem: „O nie!”.
Minęło kilkanaście lat, byłem już proboszczem w Korzeniu koło Łącka. Dzwoni Lisiński, chce się spotkać. No czemu nie? Wpadaj.
Przyjechał przybity. Długo opowiadał o swoim piciu i przetrwonionych pieniądzach. Ale poszedł na terapię, już jest trzeźwy. Tylko teraz ma kolejne zmartwienie, bo jego żona zachorowała na raka. Potrzebują pilnie pieniędzy na operację. Zapewniał, że będzie miał z czego oddać, bo właśnie wybiera się do pracy w Niemczech. Chciał 20 tysięcy. Tym razem nie odmówiłem. Dałem mu 15. Trzy tygodnie później przyjechał po resztę. Dostał jeszcze osiem tysięcy.
Ksiądz Zdzisław Witkowski wyjmuje trzy oświadczenia podpisane przez Lisińskiego, gdzie ten zobowiązuje się oddać pieniądze po powrocie z Niemiec.
– Tylko dojechał do domu, zadzwonił i mówi, że dwa tysiące brakuje – ciągnie Witkowski. – Jak to brakuje? Przecież wspólnie liczyliśmy. No, ale on twierdzi, że przeliczył i naprawdę brakuje. Wysłałem mu kolejne dwa tysiące przekazem pocztowym.
Oglądamy ostemplowany przekaz z 11 lutego 2008 r. na 2 tys. zł. Nadawcą jest Zdzisław Witkowski, odbiorcą Marek Lisiński (dokładny adres). W tytule: „Na opłacenie leczenia żony Marka Lisińskiego”.
– No i po kilku tygodniach doszła mnie wieść, że Marek wcale nie wyjechał do Niemiec. Pojechałem do jego żony. Okazało się, że wcale na raka nie chorowała. Zadzwoniłem do niego, żądając zwrotu pieniędzy. Wtedy usłyszałem: „Niech ksiądz nie podskakuje, bo są na was haki i mogę księdza załatwić. A wtedy nie tyle ksiądz straci”.
Zagroziłem mu sądem. W czerwcu 2008 r. przyjechał do mnie po raz kolejny. Przeprosił za wszystko i obiecał, że wkrótce pieniądze zwróci. Wrócił w sierpniu, ale zamiast gotówki chciał mi wcisnąć odkurzacz oraz jakąś myjkę do mycia okien w kościele, wartą podobno kilka tysięcy. Powtórzyłem, że ma przywieźć pieniądze. Ale kontakt się urwał. Jak dzwoniłem, to słyszałem: „Nie ma tego takiego numeru”. Dwa lata później, we wrześniu 2010 roku, Lisiński oskarżył mnie o molestowanie. Dostałem wezwanie do kurii. Biskup Libera powiedział mi, że ma wytyczne, by w takich wypadkach od razu zwalniać.
Spotkanie towarzyskie
– Ja na pewno nie pisałem takich rzeczy – Marek Lisiński patrzy na pokwitowania pożyczek. Pokazujemy przekaz pocztowy: – Takie pieniądze na pewno do mnie nie dotarły. Moja była żona nie chorowała na raka.
Przyznaje, że kiedyś dostał od Witkowskiego pewną kwotę, ale w zupełnie innych okolicznościach: – Pojechałem do niego tylko raz, stanąłem w drzwiach na plebanii, to były sekundy. On był w szoku i wtedy wyciągnął 5 tysięcy. Położył je na stół, jakby to było 10 złotych, i kazał mi spieprzać. Dał mi je w kopercie i wypchnął za drzwi.
– A po co do niego pojechałeś? – pytamy.
– Chciałem mu spojrzeć w oczy. Jechałem z zamiarem wykrzyczenia mu wszystkiego, ale w końcu nic nie powiedziałem, bo mnie zatkało. To wszystko jest w zeznaniach sądowych.
Rzeczywiście jest, choć w nieco innej wersji:
„Zadzwoniłem do powoda i chciałem się spotkać. Nie pamiętam daty. Myślałem, że jeśli nie załatwię tego osobiście, to będzie mnie to zawsze gryzło. Chciałem zapytać osobiście »Dlaczego?«. Ja przedstawiłem się, jak wszedłem na plebanię. Zaprosił mnie do kuchni, chwilę porozmawialiśmy, a następnie zaprosił mnie na górę do salonu i zacząłem się pytać dlaczego, to robił. Kazał mi chwilę poczekać i przyniósł dwie koperty. Złożyłem podpis i wyjechałem. Nie pamiętam, pod którym oświadczeniem złożyłem podpis. Nie było żadnej umowy pożyczki między nami. W kopercie było 5000 zł”.
W sądzie Lisiński zeznał też, że nigdy nie odwiedzał księdza w parafii razem ze swoim szwagrem Dariuszem. Tylko że tym razem słowa księdza potwierdza sam Dariusz, którego odnajdujemy w Bieżuniu.
– Zgadaliśmy się, że obaj znamy Zdziśka, i postanowiliśmy go odwiedzić. Marek pożyczył samochód od znajomych, to był „maluch”. Ja prowadziłem, bo Marek był wypity. To była spontaniczna decyzja. Chodziło o czysto towarzyskie spotkanie – mówi nam.
Wizyta miała miejsce w 1991 roku. Dziesięć lat po tym, jak Marek miał być przez Zdzisława molestowany.
Haki
W trzech wioskach, gdzie pracował ks. Zdzisław, słyszymy o nim: komuś pożyczył pieniądze na zakup konia, innemu na pokrycie manka w pracy, biednego pochował za darmo, a chodząc po kolędzie, zamiast wziąć kopertę, potrafił zostawić na stole własną.
Ciągle jednak nie rozumiemy, dlaczego ot tak wypłacił Lisińskiemu 15 tysięcy, następnie 8, a potem jeszcze poszedł na pocztę i dosłał mu dwa. Wśród wielu oświadczeń, jakie Lisiński mu podpisał, naszą uwagę zwraca to z datą 2 lutego 2008 r. Czyli tuż przed nadaniem przekazu pocztowego na rzekomą operację raka:
„Ja niżej podpisany oświadczam że nie roszczę żadnych pretensji i roszczeń finansowych w stosunku do Zdzisława Witkowskiego (...) Lisiński Marek”.
Jakie pretensje i roszczenia? Okazuje się, że na ks. Witkowskiego rzeczywiście były haki.
Podczas kolejnej wyprawy do Poniatowa odnajdujemy 40-letniego Stanisława. Jego rodzice zaprzyjaźnili się z księdzem pod koniec lat 80., gdy był już proboszczem w Chamsku.
– Wychodząc od rodziców, miał zwyczaj wchodzić jeszcze do pokoju dziecięcego, żeby się pożegnać z moją siostrą i ze mną. Był obleśny, całując na pożegnanie, wkładał mi język do buzi – opowiada Stanisław. – Później, gdy byłem już w ósmej klasie, zabrał mnie raz do swojej siostry. Mieliśmy przywieźć od niej mikrofon. Wieczorem dał wódki, a w nocy wlazł do mojego łóżka i położył się na mnie. Chciał uprawiać seks. Dostał w japę. Uciekłem do pokoju jego siostry, a ten za mną. Ta siostra musiała go odganiać.
W Chamsku poznajemy Artura, któremu ks. Zdzisław udzielał pierwszej komunii i bierzmowania. – Ale wtedy jeszcze się do mnie nie dobierał – podkreśla Artur. – Zaczął dopiero w 1986, jak przeniósł się do Chamska. Miałem 16 lat. Zakumplowaliśmy się. Zdzisiek lubił wypić. Kiedyś, gdy nocowałem u niego po imprezie, przyszedł do mnie do łóżka. Odgoniłem go. Wrócił, myśląc, że już śpię, ukląkł przy łóżku i się zmasturbował. Potem nieraz zabierał mnie do Płocka do pewexu na zakupy. No a później zaczął mnie nachodzić, że ukradłem mu pieniądze. Rzeczywiście, raz zwinąłem mu kasę ze stołu, oddałem. Ale on posądził mnie o kolejną kradzież. Wtedy opowiedziałem o wszystkim ojcu, a on zgłosił sprawę na milicję. Zdzichu został wezwany na komisariat. To był 1987 rok. Ja też złożyłem zeznanie. Na tym się skończyło.
Wreszcie w Korzeniu, ostatniej parafii Zdzisława, dowiadujemy się o sprawie młodego lektora czytającego Pismo Święte w czasie mszy. Zdzisław miał otworzyć mu drzwi nago i nękać sprośnymi SMS-ami. Chłopak miał 22 lata. Pojechał do kurii płockiej i złożył na księdza oficjalną skargę. Akurat władzę objął tam biskup Piotr Libera. Wezwał Zdzisława na ostrzegawczą rozmowę, ale ten się wszystkiego wyparł. To było właśnie wiosną 2008 roku, kiedy Marek Lisiński powiedział mu: „Niech ksiądz nie podskakuje, bo są na was haki”.
Sąd: biskup to nie zwykły obywatel
17 maja 2018 roku Sąd Okręgowy w Płocku potwierdził winę Zdzisława Witkowskiego i nakazał mu wystosować do Marka Lisińskiego list z przeprosinami. Zaczynamy się domyślać, dlaczego Lisiński nie chciał pokazać nam uzasadnienia wyroku. Bo budzi ono wiele zastrzeżeń.
Pomimo iż wszyscy wezwani świadkowie zgodnie bronili księdza, „sąd w pełni dał wiarę zeznaniom powoda”, uznając, że skoro czyny pedofilskie popełniane są w ukryciu, nie można ich udowodnić. A poza tym po 30 latach pamięć świadków może szwankować.
Zlecone przez sąd badanie psychologiczno-seksuologiczne ks. Witkowskiego wykazało u niego „właściwą orientację seksualną”, co jednak „nie wyklucza możliwości popełnienia przez badanego incydentalnego wykorzystywania seksualnego wobec małoletniego, które badany mógł wyprzeć z pamięci”.
Sąd nie znalazł też „żadnych racjonalnych powodów”, dla których Lisiński miałby bezpodstawnie oskarżać swojego księdza z dzieciństwa. Motyw w postaci milionowego zadośćuczynienia zbagatelizował, wątek pożyczek pominął, w tym autentyczność podpisów Lisińskiego, które potwierdził grafolog.
Decydującym argumentem przemawiającym za prawdomównością Lisińskiego okazał się wyrok sądu biskupiego. To ten dokument według słów sędzi Joanny Szatkowskiej „został uznany za miarodajną podstawę ustaleń faktycznych”, bo „nie został sporządzony przez zwykłego obywatela, lecz przez biskupa diecezji płockiej i utrzymany w mocy przez Stolicę Apostolską”.
W marcu 2019 r. piszemy do biskupa Libery z prośbą o spotkanie. Wyjaśniamy, że mamy wątpliwości, co do prawdomówności Marka Lisińskiego, i chcemy się dowiedzieć, co zdecydowało o tym, że biskup mu uwierzył. Odpisuje:
„Wydaje się, że wątpliwości, o których Pani pisze, stanowią tajemnicę dziennikarską i nie powinny być przedmiotem rozmowy”.
Postscriptum
30 maja 2019 roku opublikowałyśmy w „Wyborczej” tekst o tym, że Lisiński wyłudził pieniądze od podopiecznej fundacji Nie Lękajcie Się Katarzyny, ofiary księdza Romana B. Pożyczyła mu 20 tysięcy, a 10 tysięcy podarowała. Zrobiła to, by ratować mu życie. Lisiński poinformował ją, że jest chory na raka trzustki. Kiedy jednak poprosiła o dokumenty potwierdzające przebycie operacji, zbył ją. Choroby nie potwierdził także nam.
W przeddzień naszej publikacji Lisiński podał się do dymisji ze stanowiska prezesa fundacji. I wydał oświadczenie: „Swoimi działaniami zawiodłem zaufanie samych ofiar duchownych, które zwróciły się do mnie o pomoc, jak i osób działających w Zarządzie i Radzie Fundacji, które nie wiedziały o moich działaniach narażających na szwank dobre imię i wiarygodność Fundacji”.
Rada fundacji zapowiedziała audyt, a Lisiński już następnego dnia zamieścił na swoim Facebooku kolejne oświadczenie, już w innym tonie: „Nigdy nie wyłudziłem od nikogo pieniędzy. Jeśli pożyczka zawarta pomiędzy dwoma podmiotami prawnymi z terminem zwrotu do grudnia 2019 jest traktowana jako wyłudzenie to zostawiam do Państwa oceny”.
Ksiądz Zdzisław Witkowski nie przeprosił Lisińskiego. Nie wypiera się molestowania seksualnego mężczyzn, z którymi rozmawiałyśmy. Kategorycznie jednak zaprzecza, jakoby kiedykolwiek molestował Marka Lisińskiego. Przed Sądem Apelacyjnym w Łodzi toczy się ich proces.

    Co ciekawe i na co warto zwrócić uwagę: Ksiądz Zdzisław Witkowski uznany został za winnego przez Sąd Okręgowy w Płocku już po wcześniejszym wyroku wydanym przez Sąd Biskupi  w uzasadnieniu wyroku jest mowa o tym, że Sąd dał wiarę Powodowi ponieważ skoro czyny pedofilskie popełniane są w ukryciu - to nie można ich udowodnić.                                                                                                        Zatem Sąd przyznał rację Powodowi opierając się na domniemanych poszlakach. W historii Sądownictwa znane są przypadki niewinnie skazywanych ludzi, którzy latami odsiadywali wyroki za czyny, których nie popełnili, a nawet wykonywane były wyroki kar śmierci w czasach, kiedy prawo karne wprowadziło w życie karę śmierci. Niektóre z takich procesów było bardzo głośnych. Szukanie winnych księży, którzy popełniali grzechy pedofilii po kilkudziesięciu latach od danego wydarzenia wygląda jak polowanie na czarownice. - Czy można uznać po tylu latach czyjąś winę z czystym sumieniem? Dla mnie osoba pana Marka Lisickiego nie jest wiarygodna ponieważ kapłan ten został oskarżony dopiero wówczas, gdy zażądał zwrotu pożyczonej gotówki. Ponadto Prezes Fundacji "Nie lękajcie się", która to Fundacja zajmowała się pomocą ludzi skrzywdzonych przez księży - zażądał  ogromnej sumy  od jednej z ofiar. Gdy sprawa ta wyszła na jaw Prezes Fundacji zrezygnował z pełnionej w niej funkcji; ale czy fakt ten czyni go wiarygodnym? Mało tego, Marek Lisicki zażądał od Tomasza Sekielskiego 50-ciu tysięcy zł. za nagłośnienie w filmie jego historii związanej z  pedofilią; dobrze, że reżyser tego filmu nie zgodził się na tą propozycję, która w tym przypadku uwiarygodniła by oszustwo. Wygląda na to, że były już Prezes Fundacji "Nie lękajcie się" dla korzyści materialnych jest w stanie posunąć się do wszystkiego. Wielu młodych mężczyzn dla korzyści materialnych stają się nawet męskimi prostytutkami. Jeżeli ktokolwiek posuwa się do tak niegodziwych rzeczy w celu wyłudzenia pieniędzy nie jest dla mnie wiarygodny, a Władze Kościoła Katolickiego powinny działać w sposób bardziej roztropny, jeśli nie chcą, aby naciągacze puścili Kościół Święty "z torbami", bo może być to kolejny sposób na zniszczenie Kościoła przez Jego odwiecznych wrogów.