wtorek, 25 marca 2025

Do Księdza czy... psychiatry? - Moje spotkanie z szatanem


 "Wszystko zaczęło się od tego, że zapragnęłam być dobrym człowiekiem, więc żeby to urzeczywistnić - musiałam  odmienić całe swoje dotychczasowe grzeszne życie, w którym nie było miejsca dla Boga, zatem jako pierwsze i zasadnicze było - porzucenie palenia papierosów. Wiedziałam, że jak sobie z tym poradzę, to już poradzę sobie ze wszystkim innym. Miałam za sobą 26 lat stażu nałogu palenia. Ostatnio wypalałam dwie paczki papierosów dziennie, i to papierosów mocnych. Palenie postanowiłam rzucić od razu " jednym cięciem", jak to się mówi. Skok karkołomny, ale wiem, że inaczej nie mogę. Ograniczenie palenia w moim przypadku nie wchodzi w rachubę, znam siebie, niektórzy radzili mi  modlić się i prosić o łaskę, by Bóg pomógł mi wyjść z tego nałogu. Powiedziałam jednak sobie, że Pana Boga nie będę mieszać do swoich nałogów. - Czy to On kazał mi palić papierosy, czy... moja głupota? Nie będę opisywała jakie straszne tortury przeżyłam, by się od tego draństwa uwolnić - nie ma co. W każdym bądź razie nie palę! Dziś już wiem, że do nałogu tego nigdy nie powrócę. Zbyt jasny mam obraz tego, co nikotyna wyczynia z człowiekiem, i... co najważniejsze, a o czym lekarze nie mówią wcale - niszczy.... duszę człowieka! No bo proszę pomyśleć, jak można w ogóle usłyszeć głos Boży w duszy zatruwanej codziennie wielką ilością wypalanych przez nas papierosów (jakąż straszną rzeczą jest, gdy papierosy palą kapłani), że też ona biedna w ogóle chce jeszcze egzystować w naszym ciele... Chociaż przyznam, że do niedawna  jeszcze ciągnęło mnie, by zapalić choć jednego papierosa. Do niedawna - czyli do mojego spotkania,,, ale - o tym za chwilę.

- Gdy uporałam się już ze swoim nałogiem - jakże zrobiło mi się cudownie na duszy! Jakież to piękne uczucie i dla samego tego faktu, warto było podjąć ten trud i przeżyć to cierpienie. Wiedziałam, że najważniejsze mam już za sobą, więc i ze wszystkim innym dam sobie radę, chociaż problemów ze sobą miałam jeszcze nie mało. Chciałam bowiem przebudować cały swój charakter, swoje spojrzenie na świat, ludzi, Boga, wyzbyć się wielu innych jeszcze nawyków, które przestały mi się podobać. Jednym słowem - zapragnęłam przebudować się cała, 

Tak było, aż do pewnej nocy, podczas, której zaczęłam dostawać silnych bóli żołądka. Chwilami były tak silne, że się budziłam. Zmniejszały się one po obudzeniu i wtedy mogłam znów zasnąć, lecz był to jakby półsen, w którym słyszałam natarczywy głos. Nie widziałam skąd pochodzi, natomiast miałam świadomość, że to szatan. Mówił do mnie: "A widzisz jak się męczysz? To wszystko przez to, że zechciało ci się zmieniać, źle ci było? Robiłaś to, co chciałaś i nie miałaś takich bóli, bo te, które masz w tej chwili - to właśnie z tego, że zechciało ci się zmieniać, a będziesz cierpieć jeszcze bardziej".  Głos ten stał się wreszcie piszczący i żałosny prosząc, bym wróciła do dawnej siebie, bo mu teraz zrobiło się ciasno i niewygodnie, że się dusi i będzie musiał mnie opuścić, jeśli nie przestanę i nie uspokoję się, a zapewniał, że mnie bardzo kocha i opuścić mnie nie chce. Prośby te stawały się coraz bardziej natrętne, natarczywe, nerwowe, aż wreszcie krzyczeć na mnie zaczął... 

- Gdy rano wstałam nie odczuwałam żadnych bóli. Popatrzyłam za okno na ten piękny Boży świat (dużo zieleni mam za oknem i pięknie rosnące drzewa, które zaglądają mi do okna i wśród których co rano ptaki wydają swój koncert). Powiedziałam do siebie na głos: "Nie! Nigdy już nie wrócę do dawnej siebie Nie chcę!" Było to jednak moje pierwsze tak bliskie zderzenie z szatanem. Czytałam kiedyś co prawda legendy o szatanie z rogami i ogonem, ale w nie nie wierzyłam, Tak bliskie z nim zetknięcie napełniło mnie lękiem. Czułam, że jeśli już raz się pojawił - to powracać będzie. Jak z nim walczyć i jakie formy jeszcze przybrać może? Nie wiem, bo przecież na pewno kusić mnie nadal będzie.

Pomyślałam, że powinnam o tym porozmawiać z jakąś osobą duchowną, która mnie przybliży do tego problemu i powie, jak się z tym uporać. Jako z pierwszą - rozmawiałam na ten temat z pewną znajomą, osobą co prawda świecką, jednak studiującą teologię i współpracującą z Kościołem. Jakież było moje zaskoczenie, gdy po opowiedzeniu jej całej tej historii poradziła mi... brać leki uspakajające. Dziwne... Nigdy w życiu nie czułam się bardziej spokojna niż teraz, więc w związku z takim stwierdzeniem poczułam jakiś wewnętrzny sprzeciw. Postanowiłam zatem spróbować porozmawiać jeszcze z księdzem. Kapłan powinien umieć mi w tym pomóc, pomyślałam. - Sługa Boży, któremu to opowiedziałam, wysłuchał mnie, następnie poradził... bym się udała do psychiatry. 

Te straszne słowa, jakie usłyszałam - zmroziły mnie na chwilę. Czyżbym faktycznie w końcu z tego wszystkiego zwariowała, o czym ja sama nie wiem? Nie czułam jednak tego w sobie. Nie czułam w sobie żadnej choroby. W pewnym momencie przyszło na mnie jakby nagle olśnienie, powiedziałam: "Ksiądz zatem sugeruje, że mam chorobę psychiczną, bo tak to zrozumiałam, tym samym neguje Ksiądz Pismo Święte". - Ksiądz podskoczył do góry jak oparzony. "Jak to?" - wykrzyknął. "Tak to, z tej prostej przyczyny, że w Piśmie Świętym wyraźnie jest napisane o tym, jak szatan kusił Pana Jezusa (dziś myślę, że to Sam Pan Jezus przez Swe działanie w Duchu Świętym poddał mi te słowa). Chciałam jeszcze dodać, że tym samym neguje samego Pana Jezusa, ale dałam już sobie spokój, i tak efekt mych słów - był niespodziewany. Przysiadł zakłopotany i zmieszany odpowiadając: "No tak, ale lepiej się zbadać, aby wykluczyć chorobę". 

Moja Madonna - Matka Boża
Szczególnej Troski

Po tej rozmowie coś się jednak we mnie załamało. Może rzeczywiście coś ze mną jest nie tak? Na wszelki wypadek, jak poradził mi sługa Boży - poszłam do psychiatry, aby się przebadać, polecając się Matce Bożej, z niezłomną wiarą, ż mnie nie opuści. Lekarzowi opowiedziałam o moich

przeżyciach (tu muszę wyjaśnić o czym nie ma w cytowanym artykule, że wszystkie te wydarzenia miały już miejsce po uwolnieniu mnie z niewoli szatana, od którego Pan Jezus mnie uwolnił  - o czym wcześniej pisałam i w trakcie już rzeczywistych widzeń szatana, które mną wstrząsnęły, a o czym też już we wcześniejszych postach na blogu pisałam. a o których wówczas opowiadałam Lekarzowi - Psychiatrze, do którego się udałam po mojej opisanej  rozmowie z kapłanem). Doktor choroby żadnej u mnie nie stwierdził, wręcz przeciwnie, okazał duże zainteresowanie (lekarzem mnie badającym - była kobieta) działaniem szatana i co jeszcze bardziej mnie zdziwiło - dostałam polecenie, aby nie zażywać żadnych środków uspakajających. Apogeum wszystkiego, było zadane mi pytanie: "Kto panią do mnie tu przysłał?" - Powiedziałam zgodnie z prawdą: Kapłan" - Na co usłyszałam odpowiedź: "To niech pani powie temu kapłanowi, że ja żadnej choroby psychicznej u pani nie stwierdzam".

- Jest to artykuł napisany przeze mnie tuż po mojej wizycie u Lekarz Psychiatry w czasie widzeń szatana. Był to maj 1988 roku. Wysyłałam go do różnych redakcji katolickich. Nikt jednak nie zdecydował się go opublikować. Kilka lat później robiąc porządki chciałam go już zniszczyć. Wówczas przez głos wewnętrzny usłyszałam: "Nie niszcz go. Artykuł ten zostanie opublikowany". - Odłożyłam na bok. Czekałam na spełnienie tej zapowiedzi. Opublikowany on został w "Któż jak Bóg" w roku 1994 /numer 5 wrzesień - październik/ czyli już 6 lat po opisanych w nim wydarzeniach. Ktoś się zapyta: "Jakie to ma teraz znaczenie po tylu latach? - A może właśnie teraz ma to tak wielkie i ważne znaczenie? - Przytoczyłam pewną zasadniczą część tego artykułu, na koniec tylko dopisując  od siebie jako jego autorki pewne wyjaśnienia.  Sens mojego powrotu do tego wydarzenia jest wielowątkowy, o czym będę pisała w następnym poście. Teraz przytoczą dalszą jego część:  

"Dziś już wiem, ze byłam we władzy szatana. Lecz myślę i dreszcz mnie przeszywa na myśl, co by było z moją duchowością niszczone przez psychotropowe pigułki, co by było wówczas z moją wiarą w Boga, która dopiero się we mnie kształtowała, gdybym wówczas trafiła na innego lekarza. Wiem, że lekarze psychiatrzy chętnie przypisują wszelkim nietypowym zjawiskom numer statystyczny choroby. Dobrze, że Matka Boża której tak bardzo wtedy zawierzyłam - mnie nie opuściła. /-/ Zastanawiam się jednak, co by było z kimś , kto by zwrócił się do takiego kapłana jeszcze z nie tak silną wiarą. Pożal się Boże! Uporczywa myśl nie daje mi spokoju: jaką szansę mają ci wszyscy, którzy są w niewoli sił nieczystych, pragnący się od nich uwolnić, gdy nawet kapłan, sługa Boży, nie potrafi podać szwej pomocnej dłoni. Dlatego zdecydowałam się o tym napisać. Uważam, że problem ten powinien być poruszony na łamach prasy. 

Problem istnienia szatana , jego egzystencji, sposobów jego ujawniania i obrony przed nim jest bardzo poważny. Być może niejedna jeszcze osoba znajdzie się w takiej jak ja sytuacji, a człowieka szukającego wiary i Boga, tak łatwo jest złamać na duchu. Wówczas zachwianie takie kosztować może nawet i życie; nieco wcześniej przed opisanym tu przeze mnie  wydarzeniem pewien kapłan powiedział do mnie - o mnie: "Pochyłe drzewo nigdy się nie wyprostuje"... Po tych słowach postanowiłam wówczas popełnić samobójstwo... Niebawem miały miejsce opisane tu przeze mnie wydarzenia. Dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych.

Wyprostował to "pochyłe drzewo:, by Chwała Jego zatriumfowała.
Tym samym wyznaczył mi szczególna drogę. Drogę walki ze złem i szatanem, który tak bezlitośnie niszczy ludzkość całą, wszędzie się wkradając i nikogo nie oszczędzając nawet Kościoła i kapłanów." /-/

Bardzo gorąco dziękuję Redaktorowi Naczelnemu czasopisma katolickiemu "któż jak Bóg" za to, że zechciał w tym czasopiśmie opublikować ten artykuł, gdy inni z nieznanych mi powodów uczynić tego nie chcieli. Niech Dobry Bóg obdarza Czcigodnego Księdza wszelkim dobrem i we wszystkim błogosławi.

/Za: Do Księdza czy psychiatry? (Moje spotkanie z szatanem) - "Któż jak Bóg" nr.5 (11) wrzesień październik 1994 str. 18-19/

                  


sobota, 8 marca 2025

Egzorcyzm - najskuteczniejsza broń przeciwko szatanowi i złym duchom

 "Mów o tym, że jak kapłani nie wrócą do prywatnego odmawiania egzorcyzmów za zatwardziałych grzeszników - jak to było za Papieża Leona XIII-go - to świat nie ocaleje." Jezus Chrystus - Zbawiciel świata. 08.03.2025r.

   Poprzednio pisałam, że po uwolnieniu mnie z niewoli szatana oddałam się wewnętrznym aktem podczas Sakramentu Bierzmowania /rezygnując już na zawsze ze swoich czysto ludzkich pragnień posiadania  własnej rodziny, szczerze kochającej się jakiej ja nigdy nie miałam/ - Panu Jezusowi i Najświętszej Mateńce. Był to dzień 13 maja 1988 roku, który nie był moim wyborem ale wyznaczoną mi datą. Nic nie wiedziałam wówczas, że jest to szczególny dzień - kolejnej Rocznicy Objawień Matki Bożej Fatimskiej. - Czy ma to dla mnie jakieś szczególne znaczenie? - Czy może coś chce ode mnie? Zastanawiałam się, gdy po jakimś czasie o tych Objawieniach się dowiedziałam...

  - Odmawiając egzorcyzmy - doświadczałam wielkiej ich mocy i skuteczności; ale też nasilały się na mnie coraz bardziej ataki szatańskie i to w różnej formie; a to strata czegoś, a to nieuzasadniony niczym czyjś atak na moją osobę i to przez kogoś zupełnie mi nieznanego na ulicy... działo się dla mnie dużo nieprzyjemnych rzeczy. - Pisałam wcześniej o tym, że nawet strzały u siebie w mieszkaniu słyszałam, jakby ktoś chciał mnie zabić. A było to tak: któregoś wieczoru zadzwoniła do mnie koleżanka i powiedziała, że ktoś w Niepokalanowie zniszczył Figurkę Niepokalanej, która umieszczona była za szybą przed Muzeum Świętego Maksymiliana Marii Kolbe, przez niego samego jeszcze postawioną. "Módl się za sprawców czy sprawcę tego czynu"... Wiedziałam jakie modlitwy ma na myśli wiedząc, że odmawiam egzorcyzmy. Od razu podjęłam modlitwy egzorcyzmem za sprawców tego czynu po czym modliłam się jeszcze prosząc  o ich nawrócenie leżąc krzyżem. Czułam jakby ktoś siedział na moich nogach; nie mogłam nimi poruszyć. To wtedy usłyszałam trzy strzały, jakby ktoś z pistoletu wymierzył do mnie. - Czy się bałam? - Nie! Wiedziałam, że chroni mnie Pan Jezus i Jego Łaska, bo to przecież w Jego Imię wyrzucam złe duchy, a nie swoją mocą /gdybyśmy w swojej pysze uważali, że to my sami wyrzucamy z kogoś złe duchy - wówczas jak to komuś  powiedziałam: "Szatan by nas zmiażdżył jednym pociągnięciem swojego ogona"/. Dlatego tak ważne jest, aby podejmując odmawianie egzorcyzmów za kogoś, za dane miejsca czy rzeczy /bo za nie też można odmawiać egzorcyzmy np. za dom, na który rzucono klątwę, lub za rzecz przeklętą, która ma szkodzić komuś/ trzeba znajdować się w stanie łaski uświęcającej bez jakiegokolwiek grzechu ciężkiego.  

https://www.facebook.com/reel/1492845458265723

   Zwykle odmawiałam jeden egzorcyzm w nocy /najlepsza pora kiedy wszyscy śpią/ lub też dwa lub trzy, aby zwiększyć ich skuteczność za jedną osobę i zwykle kończąc odmawianie egzorcyzmu za daną osobę, ktoś mi do ucha szeptał prosząc o egzorcyzm za kogoś innego wymieniając z imienia tą osobę. Myślę, że to Anioł Stróż tych osób poddawał mi kolejne intencje, gdyż Aniołowie Stróże szukają u innych pomocy dla swojego podopiecznego, gdy sami nie są w stanie sobie poradzić i przyjść ze skuteczną pomocą; tak było za każdym razem. Musiałam w pewnym momencie przerwać odmawianie egzorcyzmów danej nocy, bo byłoby to już ponad moje ludzkie możliwości.

  Wobec nasilających się ataków potrzebowałam wsparcia jakiegoś kapłana. Szukałam więc kierownika duchowego; ale ci do których się zwracałam każdy mi odmawiał, choć żaden nie powiedział mi, że odmawiać mi ich jest nie wolno; nawet jeden z nich powiedział, że: :"To rzadki rodzaj apostolstwa - tak bardzo potrzebny"...  - Trochę czasu upłynęło zanim Pan Jezus postawił mi na drodze świątobliwego kapłana - dominikanina, który stał się moim wsparciem. Czasami sam do mnie dzwonił prosząc bym za kogoś odmówiła egzorcyzm. Jego nieoczekiwana śmierć była dla mnie dużą stratą. To na jego ręce złożyłam już uroczysty ślub oddania się Panu Jezusowi i Najświętszej Królowej Polski w  Święto Matki Bożej Różańcowej, która w przyszłości stała się moją ukochaną modlitwą. - Wierzę, że spogląda teraz na mnie z nieba i wstawia się za mną do Boga... Po jego śmierci znów szukałam kapłana na swojego duchowego przewodnika... Był to czas kiedy wiele razy ukazywał mi się Pan Jezus bardzo Cierpiący; gdy pytałam Go dlaczego tak Cierpi - odpowiadał mi, że to z powodu wielu kapłanów, którzy obrażają Go ciężkimi grzechami. Pan Jezus chciał, abym ofiarowała Mu się za Kościół katolicki, który jest bardzo zagrożony i za kapłanów, którzy nie idą za Jego głosem i obrażają Go ciężkimi grzechami. Pan Jezus wymieniał mi różne zagrożenia w obliczu, których stanął Kościół; było ich wiele jak: sekularyzm, modernizm, New Age a "Największym zagrożeniem dla Kościoła jest masoneria" - Słowa, które przekazał mi Pan Jezus. - Do tych wszystkich zagrożeń dochodzi obecnie zbliżającymi się wielkimi krokami Nowy Porządek Świata /NWO/, który ostatecznie ma zniszczyć Kościół katolicki i Państwa Narodowe oparte na wartościach chrześcijańskich. Pan Jezus mówił mi, że: "Trzeba ratować Kościół". 


Był to czas kiedy chciałam ofiarować się Panu Jezusowi za moją ukochaną Ojczyznę -  Polskę, którą bardzo kocham. Wówczas Pan Jezus tłumaczył mi że: "Jak będzie uratowany Kościół - to uratowana będzie Polska i cały świat".                                                                                                            Cdn.