Motto
"Wszystko ma swój czas I jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem". /Koh.3,1/
Dedykacja:
Czcigodnemu Księdzu Marianowi Polakowi CSMA w podziękowaniu za wszystkie lata naszej współpracy oraz za wszelką pomoc i wsparcie jakie otrzymywałam od Niego.
A Bogu Najwyższemu dziękuję za wszelkie dobro jakie przez Niego dokonywał nawet jeśli były to trudne momenty. Niech Jezus Chrystus będzie Ci za to wszystko - Czcigodny Księże nagrodą tak w życiu doczesnym jak i przyszłym. Zofia Sobieraj
Matka Boża w czasie Jej pobytu i Pana Jezus na weselu w Kanie
Galilejskiej, gdy zabrakło wina powiedziała do Jezusa: " Nie mają
wina". "Czyż to moja lub Twoja sprawa Niewiasto? (Czy) jeszcze nie
nadeszła godzina moja?" Wtedy Matka Jego powiedziała do sług:
"Zróbcie wszystko cokolwiek wam powie". /Por. J, 2. 1-5/ Słowa, które
wypowiedział Pan Jezus dokonując pierwszego cudu, którym była zamiana
wody w wino będąc w Kanie Galilejskiej na weselu - dla wielu wydawać się
mogą niezrozumiałe. Wypowiadając te słowa Pan Jezus wiedział, że od tej
chwili Jego czas pobytu na ziemi jest już krótki wobec zbliżającego się
nieuchronnie czasu Jego męczeńskiej śmierci na Krzyżu.
"Wszystko ma swój czas i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem". - Widocznie teraz przyszedł też ten czas, kiedy Pan Jezus chce, aby wyszły na jaw Jego Plany, dla których dokonał cudu mojego nawrócenia i posłannictwa tu na ziemi jakie mi wyznaczył widząc cały ogrom zła szerzącego się we współczesnym świecie; czasu w którym ma się dokonać ostateczna walka z szatanem, - a który usiłuje tu na ziemi ogłosić swoje królestwo i panowanie. Walka, po której dokona się paruzja i nastanie tysiącletnie panowanie Królestwa Jezusa Chrystusa na Ziemi, lub też dojdzie do unicestwienia naszej obecnej łacińskiej cywilizacji. Bynajmniej, nie oznacza to końca świata - jak niektórzy sądzą; garstka, która ocaleje da początek nowej cywilizacji - tak jak to było po Potopie, z którego ocalili się tylko ci wszyscy, którzy skryli się w Arce Noego. A wszystko to zależy od wyboru każdego z nas jak i tego po czyjej stronie staniemy. Do walki tej powinien poprowadzić nas Kościół katolicki, bo to na nim spoczywa szczególna odpowiedzialność wobec Boga za życie i losy każdego z nas. - Ale co zrobić, gdy Ci wszyscy, którzy winni nam pomóc - sami tej pomocy potrzebują? Wielu z tych, którzy powinni nam służyć tytułem swojego powołania kapłańskiego czy zakonnego sami weszli w kompromis z władcą tego świata - którym jest szatan.
Wielu zwłaszcza młodych ludzi
odchodzi od Kościoła, inni uważają siebie za niewierzących. Jeszcze inni
twierdzą że należy oddzielić Państwo od Kościoła. Tak jakby Kościół nie miał
prawa ingerować nawet w złe i szkodliwe ustawy w życie - z punktu moralnego. A
przecież to Bóg powołał do życia Kościół i ustanowił Prawa mające zagwarantować każdemu pokój i
bezpieczeństwo. Pan Jezus gdy został postawiony przed Sądem Piłata powiedział
do niego: „Nie miałbyś żadnej władzy
gdyby ci jej z góry nie dano” /por: J.19,1/ Odchodząc od wiary i wypisując się z Kościoła
- nic nie pomogą ci, wszyscy którzy to czynią gdyż stają po stronie wroga,
który usiłuje dokonać zniszczenia. Bez Kościoła, naszej wiary, modlitwy i walki
- nic się nie ostoi. Nic nie pomoże bezczeszczenie Kościołów, profanowanie
świętych wizerunków, słowne i czynne napaści na duchowieństwo katolickie.
Owszem, potrzeba nam świętych kapłanów, którzy poprowadzą nas do walki z całym
złem tego świata, ale o to powinniśmy się modlić, pościć składać Bogu ofiary, a nie dokonywać jakiejś nielogicznej zemsty, bo ta i tak się kiedyś przeciw nim samym obróci, gdyż świat bez Kościoła nie przetrwa, ponieważ tylko On przekazuje nam Prawdy Wiary i w nim JEST BÓG, Który utrzymuje
wszystko w istnieniu; cały świat, wszechświat i cały Kosmos oraz wszystko co w
nim istnieje. Bóg też wyposażył Swój Kościół we wszelkie środki i sposoby,
przeciw szatanowi, którego istnienie jest widzialnym skutkiem wszelkiego zła. A
niektóre z nich te największe i najpotężniejsze sposoby przestały być używane.
Czy więc możemy się dziwić, że jest tyle obecnie zła w świecie jak nigdy
dotąd? A czasu na ratunek zostało niewiele... Wierzę więc, że teraz nadszedł ten czas, aby to co ukryte - stało się jawne.
https://www.facebook.com/watch/?v=1182433343601678&ref=sharing
- O obecności żywej i prawdziwej obecności szatana egzystującej w duszy człowieka mogłam przekonać się po wielu miesiącach intensywnych swoich "modlitw" /wówczas nie umiałam się jeszcze modlić.../, gdy z głośnym wołaniem i płaczem po kolejnym swoim osobistym dramacie wzywałam boga, aby mi się ukazał, bo chcę zobaczyć tego, który się tak znęca nade mną. Pytałam co ja Mu takiego uczyniłam? Miałam za sobą kolejny czwarty związek małżeński /wyłącznie śluby cywilne!/, z których z żadnym z nich nie miałam potomstwa mimo wielu lat leczenia z operacją włącznie; tak rozpaczliwie pragnęłam je mieć dzieci - i... rozstanie z kimś kogo bardzo kochałam za kogo gotowa byłam życie swe oddać. To było dla mnie już za wiele... Błagałam Boga, aby pomógł mi -"jeśli Jest", albo mnie zabrał stąd "bo już dłużej takiego życia nie zniosę". To wówczas jako odpowiedź zaczął objawiać mi się szatan; najpierw w snach /był to okres, kiedy w swojej desperacji po raz pierwszy w życiu wzięłam do ręki Pismo Święte w wyniku czego zrozumiałam jak dalekie było moje życie od Boga i zapragnęłam wówczas zmienić całe swoje życie i postępowanie /"Ktoś" do mnie mówił we śnie, abym przestała się zmieniać, bo będzie musiał mnie opuścić a zapewniał, że mnie bardzo kocha i że nie chciałby mnie opuścić strasząc, że będę bardzo cierpiała. Do tamtej pory o szatanie nic nie wiedziałam, a tym bardziej o tym, że może on być we mnie niszcząc mnie i moje życie. W ten oto sposób Pan Bóg pokazał mi sprawcę wszelkiego zła. Zaczęłam więc gorąco prosić i błagać Pana Jezusa, aby uwolnił mnie od niego. I... przyszła ta straszna noc, podczas której Pan Jezus Chrystus dokonał uwolnienia mnie z jego mocy bez niczyjej pomocy ani interwencji. Dziś wiem, że był to cud mojego uwolnienia dlatego sprawę swojego nawrócenia określam w kategoriach cudu. Jednak obecność jego czułam w swoim mieszkaniu tak jakby na powrót chciałby mnie opanować - wręcz zmuszając, abym popełniła samobójstwo. Z wielkim trudem i wysiłkiem opuściłam mieszkanie, bo jakaś nadludzka siła starała się zatrzymać mnie w mieszkaniu, lękałam się, że może mnie zmusić do tego co on chce - czyli do samobójstwa. Gdy udało mi się po wielu zmaganiach /czułam jakbym miała skrępowane nogi… / opuścić wreszcie mieszkanie - on krążył za mną, ale byłam już bezpieczna pomiędzy ludźmi. Wiedziałam, że już mi nic nie zrobi. Wówczas Pan Jezus ukazywał mi jego obecność w wielu ludziach, których mijałam. To było straszne i przerażające /prawdopodobnie byli to ci wszyscy, którzy już od dawna zniewoleni byli przez grzechy ciężkie; był to rok 1988 - obecnie przypomina mi to oglądany po wielu latach film pt.: "Pasja" - Mela Gibsona a zwłaszcza te sceny z filmu kiedy szatan krążył wśród tłumu tych, którzy wielu spośród nich krzyczeli przed sądem Piłata: "Na śmierć z Nim". Tyle, że inaczej ogląda się to na filmie a inaczej widzieć ludzkimi oczyma takie monstrum działające i egzystujące w ciele człowieka. Widziałam coś czego inni nie widzą i zobaczyć nie mogą /poza wyjątkową łaską/. W ten sposób Pan Jezus ukazał mi sprawcę wszelkiego zła. - No cóż, w moim domu nie było modlitw, były za to ustawiczne przekleństwa /o ich skutkach pisałam już wcześniej na tym blogu, warto się z nimi zapoznać; wszystko o czym na nich pisałam oparte jest na autentycznych faktach/.
Dziś już wiem o tym, że przekląć dziecko /czy kogokolwiek innego/ to tak jakby oddać go we władze szatana, po to, aby szatan mu szkodził. Doświadczałam wtedy czegoś co było dla mnie niezrozumiałe. Widziałam coś czego inni nie widzą. Udałam się do Poradni Katolickiej, by o tym opowiedzieć prosząc o wyjaśnienie mi tego zjawiska. Kapłan ten wysłał mnie do psychiatry. Było to dla mnie wielkim zaskoczeniem, ponieważ po uwolnieniu mnie od szatana czułam się tak wspaniale jak od chwili odratowania mnie od śmierci samobójczej w wieku 17-tu lat - nigdy przez tyle lat tak dobrze się nie czułam; tak jakbym się na nowo narodziła /ale o tym nieco szerzej będę później pisała/. Nagły błysk; jakieś olśnienie; pewnie to działanie łaski Bożej, a słowa, które wówczas wypowiedziałam wpisują się w Słowa, które Pan Jezus powiedział, żeby się nie martwić, gdy będą was oskarżać i stawiać przed sądy; bo Duch Święty będzie mówił przez wasze usta /por.Mk,13,11/ - To Ksiądz sugeruje we mnie chorobę psychiczną? - Wypowiedziałam te słowa zupełnie spokojnie dodając: "A przecież Pan Jezus wyrzucał złe duchy". Kapłan ten zapewne takiej odpowiedzi się nie spodziewał. Reakcja była niesamowita, aż podskoczył do góry ze swojego siedzenia. Gdy Już opanował swoje emocje usiadł mówiąc: "No tak, ale trzeba wykluczyć chorobę psychiczną /nieco później opisałam to w artykule, który umieszczony został w czasopiśmie katolickim: "Któż jak Bóg" /Nr.5; wrzesień – październik 1994 str.18,19/
- Dużo wcześniej podejrzewając skutki przekleństw mojej mamy w swoim
życiu - kiedyś zagadnęłam o to kapelana
w szpitalu, w czasie kolejnego mojego pobytu pytając go czy matka może swoje
dziecko przekląć. Nie wiem czy chciał zignorować moje pytanie czy też nie miał
na ten temat wiedzy starając się mnie uspokoić i przekonać, że Pan Bóg i Jego
łaska jest silniejsza od przekleństw. Hmm… Bóg, którego przecież w moim domu nie było... Gdy wyszłam ze szpitala, któregoś wieczoru ok. godz.22-ej ktoś zadzwonił do moich drzwi. Mieszkałam
wtedy już sama; mama nie żyła mój starszy brat też już nie żył.. Za drzwiami
stał jakiś mężczyzna; „Pani mnie pamięta?” – nie mogłam sobie przypomnieć; -
Jestem kapelanem ze szpitala; pani dała mi swój adres”… Przypomniałam sobie;
tak, adres mu podałam bo powiedział, że chętnie zapozna mnie z pewnym pobożnym,
samotnym mężczyzną. No cóż, mimo tylu życiowych przejść nie opuściły mnie
pragnienia jeszcze posiadania normalnej rodziny; ponadto panicznie bałam się samotności.
– Ale żeby on sam? Do samotnej kobiety i to o takiej porze po cywilnemu? Byłam
w szoku. Do mieszkania nie wpuściłam. Nie mam inklinacji na związki z
kapłanami. Zbyt dużo w życiu swym przeszłam
W
domu nie były praktykowane modlitwy – jak już wcześniej napisałam. Mama mnie
nienawidziła co też dawała odczuć we wszelki możliwy sposób. Już w wieku
trzynastu lat usiłowałam popełnić samobójstwo. Wówczas jak to się mówi „rozeszło
się po kościach”, tyle, że do szkoły się spóźniłam i przyszłam ‘pijana”. Po
dochodzeniu w szkole jakie na ten temat ze mną przeprowadzono dowiedziano się o
moich problemach w domu więc sprawa trafiła do Paradni Społeczno Wychowawczej.
Po raz drugi usiłowałam sobie odebrać życie w wieku 17 lat. Wtedy toczyła się
już w szpitalu walka o moje życie. Powody były takie same; czułam się
niechciana i niekochana. Chciałam przez swoją śmierć ulżyć cierpieniom swojej
mamy, która wychowywała samotnie mnie i starszego ode mnie o 8 lat brata,
którego kochała a nie otrzymywała na nasze utrzymanie żadnych alimentów ani pomocy
materialnej. Na pewno było jej ciężko bo pracowała fizycznie nie mając
wykształcenia.
Po tych strasznych wizjach szatana postanowiłam dalsze swoje życie oddać Bogu rezygnując
z kolejnych prób ułożenia sobie życia z kimkolwiek. Zapragnęłam pomagać
ludziom, takim jak ja, walczyć z szatanem, mówić, ostrzegać o tym jak niszczy i
determinuje życie człowieka. Walczyć!!! – Ale jak?
Dalszymi moimi krokami i życiem zaczął kierować Pan Jezus, któremu oddałam się całkowicie. – W dalszych postach będę na blogu kontynuowała ten temat ze względu na szczególne znaczenie tematu, który poruszam a tak ważnego w życiu każdego człowieka, w życiu Kościoła, Polski i każdego Narodu wobec wszelkich zagrożeń w obliczu których stanął świat cały – przytaczając czasami nawet niepublikowane zapiski mojego dzienniczka, które prowadziłam w tamtych latach z nakazu mojego wówczas Kierownika Duchowego, a którego fragmenty publikowane były w latach 1994-1996 w czasopiśmie katolickim: „Któż jak Bóg”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz